czwartek, 15 maja 2014

Rozdział II: Nico

Oderwałem się od Leo i spojrzałem na Percy'ego. Nie wiem ile z naszej rozmowy usłyszał, ale wiem, że widział końcówkę. Musiałem coś zrobić. Percy nie może się teraz od nas odizolować, to by było zbyt bolesne.
- Ćwiczyliśmy rolę - wypaliłem bez zastanowienia.
Na twarzy Leo pojawiło się zdziwienie, jednak znikło tak samo szybko.
- Rolę? - spytał Percy.
- Tak, rolę - syn Hefajstosa zrozumiał o co mi chodzi. - Chodzimy do tej samej śmiertelniczej szkoły i gramy główne role w spektaklu. Tak jakoś wyszło, że spektakl jest o gejach.
Percy wbił we mnie wzrok, wyraźnie dając mi do zrozumienia, że nie uwierzy tak łatwo.
- Ty? W spektaklu? I to główną rolę? - zwrócił się do mnie. - Zawsze trzymasz się na uboczu.
Poczułem gniew. Zawsze jak jestem przy nim, coś we mnie pęka. Zawsze wkurzam się, że nic nie widzi, że jest ślepy, jakby ktoś użył wobec niego Mgły. A teraz jeszcze mówi mi jaki jestem co sprawiło, że mój gniew był jeszcze silniejszy, choć wiedziałem, że nie powinienem tak się zachowywać, przecież dopiero co zmarła ukochana Percy'ego, wybuchłem.
- Nie, Percy! Zawsze trzymam się na uboczu, gdy jesteś w pobliżu - krzyczałem. - Wiesz dlaczego? Bo jesteś ślepy. Jesteś głupim, ślepym idiotą, który mnie nie dostrzega. Cały czas widzisz tylko Annabeth. Nawet teraz, kiedy nie żyje - zobaczyłem, że na wzmiankę o córce Ateny w jego oczach pojawiają się łzy, to sprawiło, że cały gniew odpłynął. - A ja... - powiedziałem niemalże bezgłośnie, ze spuszczoną głową. - Ja cię kocham. Przepraszam.
Odwróciłem się i zacząłem biec. W biegu zamieniłem się w cień. Nie chciałem, żeby widzieli moje łzy. Usłyszałem tylko jak Leo wykrzyknął moje imię. Leo... tak, on też jest miłością mojego życia, ale jednak moje uczucia wobec Percy'ego są większe. Zawsze chcę to, czego mieć nie mogę.
Wyłoniłem się z cienia w trzynastce, tuż przy mojej pryczy. Skuliłem się na niej w kłębek i pozwoliłem łzą spływać po policzkach. Jak mogłem być tak głupi? Teraz Percy na pewno zerwie ze mną jakikolwiek kontakt. Stracę go na zawsze. Wcześniej, mimo, iż był z Annabeth, chociaż się do mnie odzywał.
- Nico! - usłyszałem głos Leo, dochodzący sprzed mojego domku. Chociaż on się o mnie martwi.
- Nico? - głos był bliżej i zdecydowanie nie należał do Leo. Znałem ten cudny, miękki głos.
Percy ukucnął przy mojej pryczy patrząc mi prosto w oczy. Na jego twarzy, po raz pierwszy od śmierci Ann, pojawił się uśmiech. Lecz ten uśmiech był inny, jak zawsze pełen ciepła i troski, ale było w nim coś jeszcze. Coś, czego nie potrafiłem rozpoznać.
- Idź sobie - wyszeptałem i zamknąłem oczy.
Wtedy poczułem jak czyjeś palce ocierają moje łzy. Bliskość i delikatność Percy'ego sprawiła, że moje serce zaczęło bić szybciej. Po raz kolejny przekląłem w duchu moją głupotę oraz syna Posejdona.
- Nie mogę odejść, Nico - powiedział jedwabistym głosem.
Poczułem jego wargi łączące się z moimi w pocałunku. Niewiele myśląc odwzajemniłem go. To było spełnienie moich marzeń. Jednak znałem dobrze Percy'ego. Znów ogarnął mnie gniew i odepchnąłem herosa.
Zaskoczony syn Posejdona upadł, a mnie natychmiast ogarnęło poczucie winy. Jak mogłem tak postępować?
Poderwałem się z pryczy i ukląkłem obok niego. Leo klęczał po drugiej stronie.
- Percy? Przepraszam - powiedziałem.
- Nic się nie stało. Tylko nie rozumiem, co cię napadło - odpowiedział.
- Ja też nic z tego nie rozumiem - dodał Leo.
- Bo... bo ja się boję, że to było z litości. Wiem jaki jesteś, Percy. Zrobisz wszystko, żeby wszyscy w okół byli szczęśliwi. Nie chcę, żeby ktoś się nade mną litował. Wiem, że kochasz tylko Ann i, że bardzo cierpisz po jej stracie. Nie chcę być ciężarem. Poradzę sobie, naprawdę - i znów te cholerne łzy w moich oczach.
Syn Posejdona oparł się na łokciach. Patrzył prosto w moje oczy, a ja nie mogłem oprzeć się pokusie, by nie spojrzeć w jego. Morska zieleń jego tęczówek zawsze mnie hipnotyzowała, im dłużej się w nie wpatrywałem, tym trudniej było mi odwrócić wzrok.
- Nico... - odezwał się Jackson. - Wiem, że nie lubisz litości. Nie lituję się nad tobą... Odkąd wróciliśmy z Ann z Tartaru nasze relacje uległy zmianie... Nie wiem czy zauważyłeś, ale częściej się kłóciliśmy. Czułem, że ten związek ma nikłą przyszłość, lecz po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, nie wyobrażałem sobie życia bez niej... Kochałem ją, ale to była miłość rutynowa. Byłem do tego przyzwyczajony, robiłem to co zawsze, ale czułem coś nieco innego. W moim życiu pojawił się ktoś ważniejszy... Dwa ktosie - uśmiechnął się promiennie, a potem znów mnie pocałował, tym razem bardziej namiętnie. Moje serce na chwilę się zatrzymało, by załomotać z potrójną siłą. Czułem się jak w raju. Syn Posejdona delikatnie odsunął się ode mnie, a potem pocałował Leo. Byłem szczęśliwy, że mogę to oglądać. Szczęście moich ukochanych, nie wyklucza mojego szczęścia. Chyba po raz pierwszy w życiu.
Gdy Percy i Leo odsunęli się od siebie, przywarliśmy do siebie z Leo. Nasz pocałunek był krótszy niż te z synem Posejdona, ale tak samo namiętny.
Jackson patrzył na nas z uśmiechem.
- To wy jesteście tymi ktosiami.

7 komentarzy:

  1. Wow. I jeszcze raz wow.
    Kiedy next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy można się spodziewać nexta równie genialnego jak poprzednie ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Super rozdział. Z niecierpliwością czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  5. I'm Still waiting for next ;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. Będzie kiedyś kontynuacja tego bloga, bo ja liczyłam na coś więcej po tej końcówce xD

    OdpowiedzUsuń